Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

poniedziałek, 31 sierpnia 2020

Żółta książeczka, czyli o szczepieniach przed podróżą

Gdy rozmawiam ze znajomymi o swoich wyjazdach to bardzo często pada pytanie czy szczepimy się przed podróżami.
Otóż tak. Przed naszym pierwszym wyjazdem do Azji wpadłam na pomysł, że może trzeba by się na coś zaczepić. Poszperaliśmy w internecie i wyklinaliśmy wszystko na co zaszczepić się trzeba jadąc do Wietnamu. Kolejnym krokiem było zarejestrowanie się do internisty, żeby nam te wszystkie szczepionki przepisał. I tu pojawiła się pierwsza ciekawostka.
Przy rejestracji do internisty zdradziliśmy, że chcemy się zaszczepić przed podróżą, na co dowiedzieliśmy się, że to nie do internisty powinniśmy trafić, lecz do lekarza medycyny podróży ! Do tej pory nawet nie wiedziałam, że taka specjalność istnieje !
Zarejestrowaliśmy się więc do lekarza medycyny podróży i poszliśmy oczywiście z gotową listą na co chcemy się zaszczepić.
Na to pan doktor powiedział STOP. To co jest w internecie to jest w internecie, najpierw porozmawiajmy ! Wypytał nas o cel podróży, o miejsca w których będziemy, wyjaśnił co i jak, zapytał na co się szczepiliśmy, doradził na co się zaszczepić, a co można sobie odpuścić.
I zalecił nam szczepienia:
- WZW A i WZW B - dwa różne typy zapalenia wątroby (my częściowo byliśmy już na to zaszczepieni wcześniej),
- dur brzuszny,
- krztusiec,
- polio.
Na te choroby byliśmy szczepieni w dzieciństwie, ale po tylu latach należało to wszystko powtórzyć.

Lekarz zalecił nam jeszcze jedną szczepionkę - tu nasze kolejne zaskoczenie - na wściekliznę. Dowiedzieliśmy się, że jest to jedno z najważniejszych szczepień dla podróżujących. Wścieklizna jest chorobą śmiertelna !  W znakomitej większości krajów na świecie nie ma obowiązku szczepienia zwierząt domowych, o dzikich nie wspominając, a podróżując spotyka się na drodze różne zwierzęta.
Oczywiście, jeśli chore zwierze ugryzie, można podać surowicę i 5 dawek szczepionki jako uodpornienie bierno - czynne, ale musi to nastąpić szybko, jeszcze przed pojawieniem się pierwszych objawów choroby. A jak jest się w odludnym miejscu, gdzie spotyka się ludzi, z którymi trudno dogadać się jakimś języku można nie dostać specyfików na czas. Gdy występują pierwsze objawy jest za późno. Śmierć następuje ok. tygodnia od ich wystąpienia. Szacuje się, że na wściekliznę każdego roku umiera ok 55 tys. osób ! Do dziś nie wynaleziono żadnego leku, który zwalcza tę chorobę.
To nas przekonało. Szczepienie przeciwko wściekliźnie trzeba wykonywać cyklicznie: 0-7-28 dzień i 12 m-cy po szczepieniu podstawowym. Potem co 5 lat powinno się podawać dawkę uzupełniająca. Koszt jednej dawki ok. 170 zł.

Ponadto jadąc do Azji warto zaszczepić się też przeciwko grypie, bo tam wylega się wiele różnych odmian,  a takie szczepienia chronią przynajmniej częściowo.


Rok później, gdy byliśmy na 4 dawce szczepienia przeciwko wściekliźnie zapytaliśmy lekarza o żółtą febrę i od razu "rzutem na taśmę" zaszczepiliśmy się i na to. Szczepionkę przeciw żółtej febrze podaje się raz w życiu, a w niektórych krajach przy wjeździe na jego terytorium jest wymagane okazanie książeczki ze stosownym wpisem.
Oczywiście ludzie mają różne podejście do szczepionek, ale ja uważam, że warto się zaszczepić, bo przynajmniej odpada martwienie się czy czegoś nie dopatrzyłeś.
Oczywiście nie na wszystko da się zaszczepić (np. nie ma szczepionki na malarię), ale skoro jest możliwość uniknięcia chociaż niektórych chorób, to ja jestem na tak.

wtorek, 4 sierpnia 2020

Dwa razy w jednym dniu na Śnieżkę ?

Śnieżka - najwyższy szczyt w Karkonoszach i Sudetach. To również najwyższy szczyt w Czechach :) Oficjalnie jej wysokość wynosi 1.602 m n.p.m., ale pomiary wskazują, że jest nieco wyższa - 1.603,29 m n.p.m. Należy do Korony Europy, Korony Gór Polskich, Korony Sudetów i Korony Sudetów Polskich.
Śnieżka w moim życiu była obecna od początku. Od urodzenia mieszkałam u jej podnóża, a z okna mojego pokoju rozciągał się malowniczy widok na Królową Karkonoszy.

Kiedy pierwszy raz byłam na Śnieżce ? - Nie wiem, nie pamiętam tego, ani ja ani moi rodzice. Zdjęć wtedy tyle się nie robiło, więc po prostu nie wiem.
Ile razy byłam na Śnieżce ? Nie wiem, wiele, nigdy nie liczyłam. Ostatnio w ...2007. Sama jestem zdziwiona, że tak dawno...
Jednak przez te wszystkie lata nigdy nie zdobywałam Śnieżki dwa razy w ciągu jednego dnia. Wiem, że są tacy co zdobyli ją i 3 razy w jednym dniu (istnieje impreza biegowa pod hasłem 3xŚnieżka = 1x Mont Blanc), raz nawet byłam kibicem na tej imprezie, ale sama nigdy nie próbowałam.
Do czasu.
Dwa tygodnie temu na wycieczkę na Śnieżkę poszedł z nami mój siostrzeniec -  niespełna 6 -latek. Jako, że Młody nie ma wprawy w zdobywaniu górskich szczytów i, umówmy się, droga pod górę to dla takiego malucha średnia atrakcja, zdecydowaliśmy się na wjazd na Małą Kopę wyciągiem. Dla tych co dawno w Karkonoszach nie byli z Karpacza na Małą Kopę nie jeździ już jedno-krzesełkowy wyciąg tylko czteroosobowa kanapa. Ponoć są jeszcze dwie 4-osobowe gondole, ale akurat w tym dniu były w hangarze. Dane wskazują, że przepustowość kolejki to 1.200 osób na godzinę. My w ogonku do kolejki staliśmy równo godzinę !


A koszt wcale nie jest mały - wjazd na górę dla osoby dorosłej to 50 zł a dla dziecka 30 zł. Jeśli chce się wjechać i zjechać to koszty 55 zł dla osoby dorosłej i 35 zł dla dziecka, a zjazd dla wszystkich po 25 zł.
Plan mieliśmy taki, że wjedziemy na Małą Kopę, wejdziemy na Śnieżkę, a potem zejdziemy czerwonym szlakiem przez Kocioł Łomniczki.
Po godzinie stania w kolejce byliśmy trochę znużeni, ale już podchodząc pod górkę było super !


No poza tym, że ludzi był tłum, ale na to się wpływu nie ma.
Na Równi pod Śnieżką przy Domu Śląskim, kolejki spore, ale również wypisane informację, że zarówno restauracja, jak i toalety na Śnieżce są nieczynne.


Kolejna nowość - wprowadzona 11 lipca br. to  jednokierunkowa droga na górę - szlak niebieski, łagodny, jest dwukierunkowy, ale czerwonoczarny wiedzie tylko pod górę.

Na szczycie było dosyć chłodno, ale widoki jak zwykle cudne :)
Młody dał sobie świetnie radę, zwłaszcza na podejściu na sam szczyt - było stromo, były kamienie coś się działo, a nie nudna, prosta droga...
Chwilę pochodziliśmy po szczycie i podeszliśmy jak zwykle na stronę czeską, bo słyszeliśmy, że tam też kolejka jest przebudowana i zamiast dwuosobowej kanapy są czteroosobowe gondole. Po czeskiej stronie można zjeść i napić się zarówno w barze przy gondoli, jak i w ich budynku zwanym pocztą. Można też skorzystać z toalety, oczywiście za wszystko płacąc w koronach lub złotówkach - obie waluty dopuszczalne.
Zeszliśmy do gondoli i Młodemu tak się spodobało, że namówił nas na przejażdżkę gondolą.

Wyciąg po stronie czeskiej jeździ do Peca pod Śnieżką, ale po drodze jest jeszcze stacja pośrednia Růžová hora, gdzie można wysiąść lub wsiąść do kolejki. Postanowiliśmy dojechać właśnie do Růžovej hory, a potem wrócić na Śnieżkę również gondolką.
Kupując bilety chcieliśmy kupić od razu tam i z powrotem, ale Pan w kasie powiedział, że się nie da, ale na Růžovej horze też jest kasa biletowa. Zapominał tylko dodać, że nie można tam płacić kartą (choć u niego właśnie kartą płaciliśmy) ani złotówkami tylko w czeskich koronach. 
I jakież było nasze zdziwienie, gdy już dojechaliśmy, zrobiliśmy małą przerwę i postanowiliśmy wracać, gdy w kasie powiedziano nam, że owszem bilet na Śnieżkę można kupić, ale tylko w lokalnej walucie !
Na Śnieżkę 2,5 km w górę, do Peca podobnie tylko, że dół. Najbliższe schronisko 800 metrów dalej, ale nie mieliśmy gwarancji, że tam wymienimy złotówki na korony :( Po krótkiej naradzie postanowiliśmy wejść na Śnieżkę po raz drugi tego samego dnia, tym razem od strony czeskiej.


Wejście czeskim żółtym szlakiem jest łatwiejsze niż czerwonoczarnym od strony polskiej, ale mimo wszystko dobrą godziną szliśmy pod górkę. Młody był zmęczony, ale dał radę ;)
Po krótkim odpoczynku na szczycie trzeba było wracać do samochodu, a tej drogi wcale mało przed nami nie było. 



 
Schodzi się z góry mimo wszystko nieco trudniej niż wchodzi :)
Ale przynajmniej dalej już wszystko poszło zgodnie z planem, czyli niebieskim szlakiem ze Śnieżki do Domu Śląskiego na Równi pod Śnieżką,
a dalej czerwonym szlakiem przez Kocioł Łomniczki. Ten szlak to moja ulubiona drogą na szczyt Karkonoszy. Jest to najgłębszy
karkonoski kocioł pochodzenia lodowcowego.
Trasa jest malownicza i bardzo przyjemna, a na dodatek cały kocioł objęty jest ścisłą ochroną. Ciekawostką na szlaku jest symboliczny cmentarz ludzi związanych z górami, którzy w górach zginęli.
W kotle zimą często schodzą lawiny, więc dla bezpieczeństwa szlak zimą jest zamykany.
I jak samo zejście przez Kocioł Łomniczki Młodemu się podobało, tak już końcówka trasy od Schroniska nad Łomniczką była dla niego zbyt nudna. Na szczęście w lesie mieszkały smoki i inne stwory.


Do domu wróciliśmy dość zmęczeni całodzienną eskapadą, ale Młody był dumny, że jako pierwszy z rodziny zdobył Śnieżkę dwa razy w jednym dniu :)