Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

wtorek, 3 kwietnia 2012

Livigno po raz 4.


Królowa zimy powróciła z relacją z ostatniej w tym sezonie wyprawy narciarskiej i oto jestem.
LIVIGNO - jak wiecie wszyscy jest dla mnie najbardziej ulubionym ośrodkiem narciarskim w jakim byłam. Czuję się tam rewelacyjnie i gdyby nie wrodzona ciekawość przed nowymi miejscami mogłabym wszystkie wyprawy narciarskie kończyć w Livigno. To był nasz czwarty raz: pierwszy raz i trzeci opisywałam jak to w tym Livigno jest, więc co to jeszcze prócz słów zachwytu dodać ? Tym razem pojechaliśmy w 5 osób: my, mój Tato i nasi znajomi z Łodzi, z którymi byliśmy w Maso Corto. Apartament mieliśmy od tych samych ludzi co poprzednio, tyle, że inny budynek, ale równie blisko centrum i wyciągów co poprzednio.
 Nasz apartament

Tato obawiał się o swoją kondycję, bo w końcu nigdy nie był na tylu dniowym wyjeździe, jak jeździł na nartach to max dwa dni pod rząd, a ma swoje 63 lata na karku. Mimo obaw, poradził sobie znakomicie, a kondycji nie jeden może mu pozazdrościć. Co prawda w trzecim dniu podkręcił kostkę i musiał zrobić sobie dzień odpoczynku, ale w pozostałe dni wychodziliśmy o 9.00 i wracaliśmy ok. 17.00 i nie narzekał. Jak się zmęczył, to odpoczywał, jak trasy były trudniejsze, to zostawał na łatwiejszych i było ok.
Poza tym mój Tato był bardzo komunikatywny i mimo, że nie zna praktycznie żadnych języków rozmawiał z kim tylko się dało. Nauczył się kilku zwrotów po włosku, zna parę słówek po niemiecku, do tego ręce i dogadywał się. O Czechach i Słowakach nie wspomnę ;) Generalnie dał radę ;)
Widoczek
My wyszaleliśmy się ile się dało. Udało nam się nawet wziąć do testów narty typu "allmountain", czyli do jeżdżenia wszędzie i na trasach i poza trasami, i tym sposobem miałam okazję pojeździć po miękkim i głębokim, niezratrakowanym śniegu. Jest inaczej ;)
Poza trasą

Poza tym wszystko było jak zwykle z wyjątkiem śniegu. Pierwszy raz jak tam byłam, było go tak mało i generalnie było tak ciepło. Na trasach było ekstra, ale jak trasy się kończyły to wychodziła trawa, kamienie, ziemia.



Do tego było bardzo ciepło - kurtki nakładaliśmy na koszulki z krótkim rękawem. Na górze (2.500-3.000 m n.p.m.) było mniej więcej -2-+5 stopni C, a na dole w miasteczku (1.800 m n.p.m.) w ciągu dnia dochodziło do 16-17 stopni, słońce grzało bardzo i tylko jednego dnia wiał silny wiatr, a ostatniego dnia do południa troszkę się zachmurzyło i popadał śnieżek.

Trasy przygotowane były wspaniale, ale poszaleć dało się tak mnie więcej do południa, bo potem słoneczko robiło już swoje i robiła się taka "kasza" i trochę muldy, ale wtedy robiliśmy więcej przerw i pikników na obrzeżach tras :)



Fajnie jest jeździć na narty w marcu, bo dzień jest wtedy dłuższy, a po nartach i szybkim prysznicu można jeszcze pochodzić po miasteczku  "za widoku". Choć wieczorne Livigno też ma swój urok :)



A tu jeszcze kilka zimowych widoczków :)





Oczywiście po wyjeździe z Livingo, znów zatrzymali nas celnicy, tym razem szwajcarscy. Znów przetrzepali nam bagaże, i tym razem byli trochę rozczarowani :) Na pięć osób znaleźli tylko 4 butelki alkoholu mocnego i dwie lekkiego ;) Przewalili wszystkie nasze duże bagaże, a czasami wystarczy szukać blisko ;) Butelki mieliśmy w kartonie na wierzchu, tyle, że przykryte ściereczkami, żeby nie brzęczały, tyle, że kartonu do kontroli nie chcieli, tylko nasze walizy ;) Ale mina celnika, gdy podniósł duży, ciężki plecak, który na dodatek brzdękał jak butelki, a po otwarciu okazało się, że to słoiki z sosem Barilla i kawa - bezcenne ;) Niestety zdjęć zabronili robić ;)
I tyle z naszej zimowej wyprawy. Następna w grudniu ;))
Na zakończenia trochę wiosny w Alpach :)
Austria, 31.03.2012 r.