Pierwszy długi jesienny weekend spędziliśmy w przemiłym towarzystwie (wcale niemałym) w Karkonoszach. Są to moje rodzinne strony, więc można by pomyśleć, że wszystko tam znam, ale jednak nie. Znam popularne szlaki, mam swoje utarte ścieżki, ale to jednak nie znaczy wszystko.
Podobnie jak w zeszłym roku na zatrzymaliśmy się w pensjonacie w Miłkowie, skąd spacerem przez las do Karpacza jest ok. 20 minut.
W tym roku, naszą główną wycieczkę zaczęliśmy z Peca pod Śnieżką na Czeskiej stronie. Tzn. zaczęliśmy z Miłkowa, skąd mieliśmy transport, ale wycieczka piesza ruszyła właśnie z Peca.
Pierwsza przerwę zrobiliśmy na polanie Rużohorky, niektórzy piwko, niektórzy Kofolę, odpoczęliśmy chwilę i ruszyliśmy w dalszą drogę. Pogoda tego dnia wybitnie dopisała, szczerz mówiąc nie pamiętam, żebym 30 października chodziła po górach w krótkim rękawku ! Zresztą tak jak większość osób i z naszej grupy i spotkanych na trasie. Na początku miałam na sobie lekką kurtkę, a w plecaku na wszelki wypadek puchówkę, czapkę i rękawice, ale nie przydały się do niczego.