Informacyjnie

Ten blog powstał przede wszystkim po to, żeby spisać swoje wspomnienia z podróży, bo pamięć jest ulotna. Od wielu lat staram się tworzyć notatki z każdego wyjazdu i jestem zdziwiona jak wiele szczegółów się zaciera.
Jeśli przy okazji ktoś może znaleźć coś dla siebie - podpowiedzi, rady, pomysły na podróż - będzie mi bardzo miło.
Wszystkie zdjęcia zamieszczone na blogu są zrobione przeze mnie lub przez mojego Męża, jeśli korzystam ze zdjęć z netu będzie o tym stosowna informacja.
Zapraszam do czytania

czwartek, 2 marca 2017

Wenecja, Murano, Burano


W  Wenecji zostaliśmy jeszcze jeden dzień i już nie uczestniczyliśmy, w niewielu, ale jednak, poniedziałkowych obchodach karnawału. Tym razem wybraliśmy się na spacer po Wenecji i po okolicznych wysepkach.
Po samej Wenecji spacerowaliśmy już podczas obchodów karnawału i często zaszywaliśmy się w boczne uliczki, gdzie nikt nie odczuwał, że karnawał trwa w najlepsze.












 Snuliśmy się wśród uliczek, placów
kanałów



chłonąc atmosferę tego miejsca. I tak szczerze mówiąc mimo iż moje pierwsze spotkanie z Wenecją sprawiło, że jej nie polubiłam, po drugim, bardziej słonecznym,  byłam bardziej pozytywnie nastawiona, tak ten trzeci raz - mimo, że miasto było prawie oblężone przez turystów - polubiłam ją jeszcze bardziej. Właśnie choćby za to, że po zejściu z głównych szlaków turystycznych, już 50 metrów od nich, można się zagubić, wyciszyć i nie myśleć o tłumach.
Myślę, że jeszcze kilka razy (nie byłam jeszcze we wnętrzach najważniejszych zabytków ;)), a pokocham to miasto na wodzie.




Udało nam się też odnaleźć (tym razem bez najmniejszych problemów) restaurację, gdzie jedliśmy pierwszym razem. Drugim razem też ją odnaleźliśmy, ale najpierw nie byliśmy głodni (jak była otwarta), a potem nie mieliśmy czasu, żeby czekać, aż otworzą ją po południu. Tym razem przechodziliśmy kilka razy i była zamknięta na głucho - chyba została zlikwidowana :( Szkoda.
W ten ostatni dzień naszego pobytu mniej skupiliśmy się jednak na Wenecji, woleliśmy pozwiedzać dwie sąsiednie wyspy. Pierwszą z nich była Murano, na której byliśmy już pierwszym razem. Ale jak już wiecie wtedy padał deszcz. Tym razem było bardzo ładnie, mimo, że to wciąż luty. Można tam dopłynąć vaporetti już w 15 minut.

Murano jest wyspą szkła, które produkuje się tu już od 1291 r.. Na wyspie na stałe mieszka ok. 5,5 tys. mieszkańców, ale bardzo dużo pracowników dojeżdża codziennie do pracy w wielu fabrykach szkła. Udaliśmy do jednego takiego miejsca, gdzie organizowane są pokazy dla turystów





I na końcu powstał taki konik :)
Przy wytwórni była galeria, gdzie można było obejrzeć i kupić najróżniejsze przedmioty ze szkła
Oczywiście wszystko to są wyroby ręczne i ich ceny są dosyć wysokie.
Pospacerowaliśmy po Murano, które jest bardzo ładne i bardzo zadbane



Oczywiście obowiązkowo na ulicach są elementy szklane, przypominające z czego wyspa słynie:


Po za tym na całej wyspie pełno jest sklepików z różnymi ozdobami szklanymi


Takie maleńkie pamiątki są odpowiednio tańsze ;) Choć ponoć te najtańsze wcale z
Murano nie pochodzą.
Po dwóch godzinach spędzonych na wyspie udaliśmy się w dalszą podróż. Naszym celem była kolejna wyspa - Burano.
Tam vaporetti pływają rzadziej, więc musieliśmy wiedzieć, na którą zdążyć, bo potem mógł być problem z powrotem.
Jak już stanęłam na lądzie to wiedziałam to ! To jest miejsce, którego nie można porównać z Wenecją, ani z Murano, to jest bajka :)




Burano słynie w świecie z dwóch rzeczy. Pierwsza to koronki robione ręcznie przez mieszkanki wyspy, które można kupić również na wyspie

Druga to kolorowe domy. Kolorowe prawdziwymi kolorami, najróżniejszymi, często dwa budynki obok siebie nie pasują kompletnie, ale całość daje naprawdę uroczy klimat:









Kolejnym plusem Burano jest niezbyt duża ilość turystów - dociera ich tu niewielka ilość z odwiedzających Wenecję. Z jednej strony szkoda, bo tak barwnej i kolorowej wyspy nie spotkałam jeszcze nigdy, a z drugiej to bardzo dobrze, bo miejsce straciłoby dużo ze swego uroku. Wysepka jest mniejsza niż Murano, mieszka na niej ok. 4 tys. mieszkańców.
Polecam Wam, naprawdę warto wydać na bilet na tramwaj wodny i przekonać się na własne oczy. W tak kolorowym mieście - mimo, że nie tam nic do zwiedzania - nie sposób nie być radosnym i uśmiechniętym :)
Obiad zjedliśmy w jednej z knajpek na ryneczku i spacerem wróciliśmy na nasz tramwaj, żałując, że mieliśmy tak mało czasu, żeby nacieszyć się tym miejscem.
Wracając z vaporetti widzieliśmy Wyspę San Michele - miejski cmentarz
A potem, już w Wenecji, znaleźliśmy sklepik z winami:


gdzie można było kupić wino z beczek, lane bezpośrednio do butelek, które również można było na miejscu nabyć, co oczywiście - jako miłośnicy wina - chętnie zrobiliśmy ;)
Wśród sennych i opustoszałych weneckich zaułków doszliśmy do dworca,




skąd odwiózł nas nasz autobus prosto pod hotel.
Kolejnego dnia wróciliśmy do domu :)