Ruszyliśmy więc w mniej oblegane części miasta na kolację.
Kolejnego dnia w samo południe miał się odbyć lot Anioła. Jest to bardzo ciekawe widowisko. Postać w bogato strojonej sukni zjeżdża na linach z dzwonnicy na Palcu św. Marka wprost na scenę. W postać Anioła wciela się przeważnie najpiękniejsza Maria z poprzedniego roku, która przez wiele tygodni przygotowuje się do tego wydarzenia. Sam lot, przy dźwiękach muzyki, trwa kilka minut, a Anioł obsypuje tłum konfetti.
Tego dnia zaraz po śniadaniu wyruszyliśmy do Wenecji. Tym razem widać było większy ruch od samego początku, ale to co zobaczyliśmy później przeszło nasze oczekiwania. Szliśmy w stronę Placu św. Mark, a w uliczkach panował coraz większy ścisk i tłok. W pewnym momencie stanęliśmy i koniec ! Patrzymy, a to kolejka do bramek na plac. Czas nas poganiał, a tempo wpuszczania na plac było zbyt wolne, żebyśmy mieli jakiekolwiek szanse zobaczenia lotu na żywo. Jako, że była to już nasza trzecia wizyta w Wenecji, trochę pamiętaliśmy jak się poruszać i postanowiliśmy dojść do placu inną stroną - od strony Grande Canal. Tam też było trochę ludzi, ale bez porównania. Przeszliśmy przez bramki i doszliśmy do Placu od strony Pałacu Dodżów 3 minut przed 12.00.
Niestety zbyt daleko nie doszliśmy. Tłum na Placu był tak wielki, że trudno było się przepchać w którąkolwiek stronę. Ale czasu na przepychanie zresztą też nie mieliśmy, bo wybiło południe, a z głośników rozległa się muzyka i zaczął się pokaz.
Nagranie z naszej perspektywy:
Po pokazie ten cały tłum zaczął się rozlewać na Wenecję. My usiekliśmy w mniej uczęszczane rejony
Po złapaniu oddechu, postanowiliśmy zobaczyć wyścigi na łodziach, szeroko opisywane w programie.Wyścigi miały odbywać się na Grande Canale w okolicy Ponte Rialto. Udaliśmy się więc w tamte rejony, długo nie mogąc nic wypatrzeć. Okazało się, że są koło targu rybnego. Ale żeby były jakieś szczególnie imponujące to nie. Szczerze mówiąc oprawy do tego też żadnej nie było. Ot kilka ekip ściga się ze sobą, ani głośników, ani komentatoró
Tych łodzi było tak mało, że nawet kanał nie został na czas zawodów zamknięty.
Po zawodach, które nie wzbudzały emocji ruszyliśmy znów na spacer po karnawałowej Wenecji, znów mijając wiele przebranych osób.
Oprócz parad i zabaw pod gołym niebem w Wenecji odbywa się dużo koncertów, bali i wystaw i innych imprez towarzyszących, na które nie starczyło nam czasu.
I tak dobiegł końca nasz udział w karnawale weneckim. Co prawda zostaliśmy jeszcze do wtorku, ale w poniedziałek mieliśmy inne plany (o tym kiedy indziej), ale i tak w Wenecji nic się nie działo i nawet osób w przebraniu czy maskach nie spotykało się zbyt wielu.
Byliśmy, zobaczyliśmy i raczej już na karnawał do Wenecji nie pojedziemy. Tak naprawdę z tradycyjnym zabawami Wenecjan nie ma to już wiele wspólnego, wszystko jest nastawione na komercję. I z tego co słyszeliśmy z ust mieszkańców oni też nie są zadowoleni z tego, że tak wiele osób tam przyjeżdża. Wenecjanie narzekają głównie na to, że mimo iż turyści zostawiają w mieście masę pieniędzy, to nic nie idzie na mieszkańców. Poza tym, coraz więcej mieszkańców ucieka z miasta na wodzie, bo nie da się tam mieszkać.Ale co się dziwić, skoro w jeden weekend karnawału miasto odwiedza blisko 180 tys. ludzi, a przez Wenecję masa turystów przetacza się przez cały rok.
Poza tym w Wenecja ceny też są mocno przesadzone i wydaje mi się, że na czas karnawału jeszcze wzrastają. Ale i tak warto było zobaczyć to na własne oczy.