Ledwie wróciliśmy z Barcelony, a już trzeba było się znów pakować, bo lecieliśmy na 10 dniowy urlop do Portugalii.
Portugalia to miejsce, do którego podróż ciągle odkładaliśmy z niewiadomych powodów. Moja siostra, która była tam wiele razy, cały czas powtarzała, ze warto, ale nam jakoś ciągle nie było po drodze...
Jedynym miejscem w Portugalii, do którego dotarliśmy była Madera, która zrobiła na nas ogromne wrażenie i tak ciągle obiecywaliśmy sobie, że czas tam pojechać.
Planowaliśmy wyjazd ze znajomymi i zgodnie stanęło na Portugalii. A że z Wrocławia samoloty latają i do Lizbony i do Porto, więc postanowiliśmy polecieć do jednego z tych miejsc, a wrócić z drugiego, a przy okazji zobaczyć ile się da.
Wycieczka nam wyszła nieziemska, plan pękający w szwach, ale zrobiliśmy to tak zgrabnie, że i na Fado się wybraliśmy i na musical.
A Portugalia?
Totalnie mnie zauroczyła, już od pierwszych godzin pobytu w Lizbonie, zaczęłam ją zaliczać do top 3 moich ulubionych krajów w Europie.
Dodać to tego urocze zakątki, pyszne jedzenie, ceny niższe niż w Hiszpanii i ogólny klimat, to ocena wychodzi mi 10/10.
Jedzenie to zupełnie odrębny temat, tyle ryb i owoców morza nie zjadłam chyba na żadnym wyjeździe, a do tego świeże ostrygi.
Jestem z tego wyjazdu bardzo zadowolona, zobaczyliśmy sporo, ale dalej pozostał niedosyt. Myślę, że temat Portugalii na tym blogu będzie poruszany jeszcze nie raz.