Poznawanie Lizbony postanowiliśmy zacząć od Zamku św. Jerzego, który zresztą widzieliśmy całkiem niedaleko z dachu naszego hotelu.
Trasę rozpoczęliśmy od placu Praca Dom Pedro IV, znajdującego się jakieś 60 metrów od naszego hotelu, i z którym zdążyliśmy się już zapoznać dzień wcześniej. Jest to jeden z najważniejszych placów Lizbony - w przeszłości rozgrywały się tu ważne wydarzenia polityczne, odbywały się walki byków, a w czasach inkwizycji płonęły stosy. Plac otaczają eleganckie budynki, w których znajdują się kawiarnie i sklepy, a od północnej strony plac zamyka ładny gmach Teatru Narodowego, który podczas naszego pobytu był w remoncie.
W centralnym punkcie placu stoi pomnik Perda IV, pierwszego władcy Brazylii.
Z placu spacerem ruszyliśmy w stronę znajdującego się na wzgórzu Zamku świętego Jerzego. Jest to twierdza z czasów mauretańskich w V w.n.e. Największą atrakcją zamku jest spacer po murach miejskich ;) Z zamku rozciąga się - podobno - przepiękny widok na całą Lizbonę. Niestety kolejka do tego punktu widokowego była tak wielka, że odpuściliśmy sobie zwiedzanie. Wstęp do zamku jest płatny, ale w ramach Lisboa Card opłat już się nie ponosi. Bilet podobno kosztuje 10 EUR, i jak przeczytałam gdzieś w Internecie nie warto wydać tyle za punkt widokowy, których w mieście jest bardzo dużo.
Za to warto przejść się wąskimi, uroczymi uliczkami dzielnicy Santa Cruz, znajdującej się w granicach murów zewnętrznych zamku. Niesamowicie urocze miejsce.
Z zamku ruszyliśmy w stronę Alfamy, zahaczając o niesamowity - jeden z najciekawszych i najlepszych punktów widokowych w Lizbonie - Miradouro de Santa Luzia.
A stamtąd ruszyliśmy prosto w wąskie chaotyczne uliczki Alfamy - kwintesencji stolicy Portugalii.
Zbudowana na brzegach Tagu, w czasach mauretańskich stanowiła tętniące życiem centrum miasta. Po zdobyciu Lizbony przez chrześcijan, arystokracji i bogaci kupcy zaczęli przenosić się do bogatszych dzielnic, mnie narażonych na nieobliczalne żywioły, a Alfamę pozostawiono uboższym, m.in. rybakom. Kalkulacje bogaczy okazały się jednak nieprawidłowe. W 1755 miasto zostało zrujnowane przez trzęsienie ziemi i falę powodziową, al Alfama praktycznie nie została dotknięta kataklizmem.
Alfamę fajnie jest zwiedzać bez planu. Zgubić się w wąskich, brukowanych uliczkach, po większości których nie jeżdżą samochody, napić się kawy w lokalnym barze z mieszkańcami dzielnicy, poczuć klimat tego miejsca. W ciągu dnia jest pięknie, ale wieczorem, gdy otwierają się pochowane za dnia knajpki, ulice zaczynają tętnić życiem, a z wielu lokali słychać smętne zawodzenia. I to jest właśnie fado.
A skoro fado, to nie mogliśmy ominąć Mueseo de Fado (w ramach Lisboa Card), miejsce, które opowiada historię tego nierozerwalnie związanego z Portugalia gatunku muzycznego. Do samego fado jeszcze wrócę.
Błądząc uliczkami Alfama dotarliśmy do katedry Se (Sedes Episcopalis). Potężna katedra na fasadę w stylu zamku obronnego.
W uliczce przy katedrze natknęliśmy się przypadkiem na windę, która zwiozła nas na poziom "0" czyli na brzeg rzeki.
A tam zupełnie przypadkiem trafiliśmy do Casa dos Bicos, fantastycznej XVI wiecznej, pięknie odrestaurowanej kamienicy, w której znajduje się muzeum i Fundacja noblisty Jose Saramago. Przeczytałam kilka książek tego pisarza, podobały mi się, więc wielkim rarytasem było dla mnie zwiedzenie tego miejsca. Na ścianach muzeum było całkiem sporo jego książek wydanych w najróżniejszych językach, no i oczywiście nie brakowało pozycji w języku polskim.
Po obiedzie w pobliżu Casa dos Bicos ruszyliśmy w stronę dzielnicy Baixa. To centralna historyczna dzielnica Lizbony. To właśnie to miejsce została zniszczone podczas wspomnianego już trzęsienia ziemi w 1755 roku. Po tej katastrofie dzielnica została odbudowana od podstaw, w zupełnie nowym, jak na ówczesne czasy, stylu. Budynki zostały ujednolicone: wszystkie maja podobne okna, parapety, schody balkoniki i wiele innych spójnych elementów. Już wtedy zamontowano w nich systemy sanitarno-kanalizacyjne oraz zabezpieczenia przed pożarami.
Od strony Tagu Baixa rozpoczyna się wielkim placem Praca de Comercio. Jest wielka pusta przestrzeń o powierzchni blisko 3,5 ha. W centralnym punkcie placu stoi pomnik króla Józefa I. Plac dookoła otaczają kamienice z arkadami, pod którymi mieści się wiele sklepików i kawiarni i restauracji. Plac często wykorzystywany jest jak miejsce imprez czy koncertów. Akurat podczas naszego pobytu organizowana była tam strefa kibica, ponieważ właśnie w Lizbonie było rozgrywany finał Ligii Mistrzów w piłce nożnej kobiet.
Za plecami króla można podziwiać okazały łuk triumfalny - Arco de Victoria (Łuk Zwycięstwa), zwany też Arco de Rua Augusta - od nazwy ulicy która rozpoczyna się po przejściu od placu na drugą stronę. Na łuk można i warto wejść, żeby zobaczyć z góry jak wygląda Baixa, a poza tym podziwiać widoki na różne strony Lizbony. Wstęp jest płatny, nie wiem ile, bo my wchodziliśmy na Lisboa Card.
Dla tych co nie wiedzą fado to rodzaj spokojnej, melancholijnej muzyki, pieśni wykonywane są przez wokalistę lub wokalistkę przy akompaniamencie dwóch gitar. Fado "uprawiane" jest jedynie w Portugalii, i konserwatywni miłośnicy tego gatunku uważają, że pieśni muszą być śpiewane tylko po portugalsku. Fado w potocznym znaczeniu oznacza los, przeznaczenie.
Trochę obawialiśmy się, jak zniesiemy ten nieco smętny śpiew, ale miło się rozczarowaliśmy. Błądząc ulicami Alfamy i szukając odpowiedniego miejsca, usłyszeliśmy śpiewy i idąc na słuch doszliśmy do knajpki, gdzie muzyka nie była zamknięta wewnątrz restauracji, ale wychodziła do ludzi, na ulicę. Śpiewały dwie panie, na przemian, kilka razy w duecie, panowie grali na gitarach, było dobre jedzenie i wino.
Bardzo miło spędzony wieczór. Jeśli wybieracie się do Portugalii, to warto pójść na taki koncert, w końcu to jest właśnie Portugalia.
cdn...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz