I tak dobiegł do końca nasz pobyt na Bali, więc czas na krótkie podsumowanie.
Spędziliśmy na
Bali prawie 3 tygodnie i był to świetny czas. Zrobiliśmy na tej małej wyspie ponad
700 km, zaglądaliśmy w miejsca, w które turyści przeważnie nie zaglądają, poznawaliśmy
nowe smaki, nowe aromaty, nowe doznania.
Niektórzy mówią,
że Bali albo się kocha od pierwszego wejrzenia, albo nienawidzi. Mnie nie
dotyczy żadne z tych uczuć. Nie kocham Bali, ale też nie nienawidzę, bo niby za
co? Mnie ta wyspa po prostu rozczarowała.
Bali była na liście
moich podróżniczych marzeń na tyle wysoko, że chciałam tam spędzić swoje 50-te
urodziny. Wzięło się to z kilku filmów, które widziałam, kilku książek, gdzie była
jedną z bohaterek, a potem z rolek i filmików na Instagramie czy FB, które
wciąż pojawiały się w podpowiedziach. Jakże tam było cudnie 😉
I powiem szczerze,
gdybym wtedy znalazła więcej rzetelnych informacji, zdjęć czy filmików z
prawdziwego oblicza Bali, na pewno podeszłabym do tematu dużo ostrożniej, bez euforii,
z większym przemyśleniem tematu, bez nastawiania się raj, raczej ze wskazaniem,
że to po prostu kolejny azjatycki kraj, który chcę zwiedzić. Nikt mnie
ostrzegał, że mogę się rozczarować, nawet wśród znajomych, którym zdarzyło się
być na tej wyspie panowała opinia, że to jedno z najpiękniejszych miejsc w jakich
byli. Dopiero po moich rozczarowanych opowieściach przyznawali, że w sumie to
mają podobne odczucia jak ja… Po co zaklinać rzeczywistość?
Bali nie jest złym
czy nieciekawym miejscem, wręcz przeciwnie, jest interesująca, ze swoją
unikatową kulturą, bajkową przyrodą i kolorami. Ale oprócz tego jest
zaśmiecone, zaniedbane i mieszkańcy w dużej mierze są nastawieni na
wyciągniecie jak najwięcej od turystów.
Jednak bardzo cieszę się z tego wyjazdu, bo
każda podróż to nowe doświadczenie.